Łoże ogniowe i schronienie awaryjne – test.

 

Łóżko ogniowe jako schronienie awaryjne.

schronienie awaryjne survival-14

O koncepcji tzw. łóżka ogniowego czy też łóżka ognia (z ang. firebed ) pierwszy raz dowiedziałem się dobre kilka lat temu zapoznając się z materiałami szkoleniowymi śp. Rona Hooda ( w USA dosyć popularny survivalowiec – dla mnie osobiście za bardzo „amerykański” w podejściu do tematu).

Pomysł od razu wydał mi się ciekawy jednak równocześnie wzbudził kilka istotnych wątpliwości. Po długim czasie od zapoznania się z konceptem w końcu udało mi się przetestować to rozwiązanie.

W skrócie polega to na tym, że w wypadku sytuacji survivalowej przy niskich temperaturach rozpalamy długie ognisko w uprzednio wykopanym dole. Gdy osiągniemy dużo żaru (po około 2h spalania drewna) całość przysypujemy ziemią i kładziemy się spać bezpośrednio na tym miejscu. Dół możemy przed rozpaleniem ognia wyłożyć kamieniami jeśli są dostępne w okolicy. W założeniu ma nam być ciepło – przynajmniej od spodu.

Wątpliwości.

Jak już wspomniałem, kilka kwestii wzbudziło moją nieufność co do tego rozwiązania:

  • bezpieczeństwo – czy nie oparzymy się jeśli warstwa ziemi będzie zbyt mała, czy nie będzie ulatniał się tlenek węgla w niebezpiecznym stężeniu, czy wilgoć zawarta w ziemi nie sprawi, że po przysypaniu dołu stworzymy pseudo saunę i w krótkim czasie doprowadzimy do zawilgocenia całej odzieży?
  • pracochłonność – czy nie posiadając odpowiednich narzędzi rozsądne, z punktu widzenia oszczędzania energii w sytuacji survivalowej, będzie kopanie dołu. Taka czynność z pewnością pochłonie wiele cennych kalorii. Możemy kopać grubszym zaostrzonym kijem albo np. menażką ale jak wielki będzie to nakład pracy? Czy zimą w zmrożonej ziemi będzie to w ogóle możliwe, kamienisty teren również nie ułatwi kopania. Czy ryzyko spocenia się a co za tym idzie ryzyko szybszego wychłodzenia organizmu jest warte tej próby?
  • efektywność – jeśli będzie nam ciepło od ziemi to i tak możemy marznąć z góry, śpiwór lub koc może być i tak konieczny. Zadaszenie również będzie konieczne.

Te wszystkie kwestie sprawiały, że odkładałem tę technikę survivalową na półkę. Jednak co jakiś czas widziałem na zachodnich forach bushcraftowych i survivalowych udane próby zachwalające tą technikę. W końcu więc przyszedł czas na test.

Test.

schronienie awaryjne survival-1Kawałek płaskiego terenu na schronienie.

Rozwiązanie postanowiłem przetestować w maksymalnie sprzyjających warunkach aby w ogóle zobaczyć czy ma to sens. Wybrałem więc teren gdzie wiem, że występuje miękka gleba aby ułatwić sobie kopanie dołu. Zabrałem też saperkę oraz poncho aby maksymalnie przyśpieszyć cały proces.

schronienie awaryjne survival-2

Rozpoczynam kopanie.

schronienie awaryjne survival-3

Dół mniej więcej długości naszego ciała.

schronienie awaryjne survival-4

Mora jako miarka głębokości.

schronienie awaryjne survival-5

 

Po wybraniu miejsca na schronienie zacząłem od wykopania dołu o długości mniej więcej mojego ciała i szerokiego na około 25cm. Opracowanie wspomnianego Rona Hooda mówiło o głębokości około 20cm na całej długości i tak też zrobiłem (Ron Hood podawał takie parametry: głębokość dołu- 20cm, grubość warstwy ziemi przykrywającej węgle- 10cm, czas palenia drewna- 2h). Mora posłużyła w tym wypadku za wygodną miarkę. Trzeba przyznać, że wykopanie takiego dołu przy użyciu saperki w miękkiej glebie zajęło jakieś 10-12minut. Niewiele ale czy Ty zabierasz ze sobą saperkę w teren? Ja raczej nie. Kopiąc dół starałem się usypywać wybieraną ziemię jak najbliżej paleniska aby maksymalnie ją podsuszyć.

schronienie awaryjne survival-6

Pierwszy materiał na ognisko – dla treningu bez prostych rozpałek.

schronienie awaryjne survival-7

schronienie awaryjne survival-8

Wierny kompan każdej włóczęgi radzi sobie z drewnem na ognisko.

schronienie awaryjne survival-9

Te cienkie strużyny zapalą się od iskry z krzesiwa.

schronienie awaryjne survival-10

Platforma z suchych gałęzi i trochę strużyn.

schronienie awaryjne survival-11Kilka prób z krzesiwem i strużyny zapalone.

Gdy dół był gotowy trzeba było rozpalić ogień. Sucha gałąź bukowa posłużyła za materiał na pierwszy ogień. Mora niezawodnie rozszczepiała gałąź na drobniejszą rozpałkę. Następnie zastrugała drobne wióry, które złapią iskrę z krzesiwa.

Gdy ogień już płonął przyszedł czas na systematyczne dokładanie drewna i rozprowadzanie żaru na całą długość dołu. Ten proces trwał prawie 2 godziny. W międzyczasie znalazła się chwila na herbatę. Gdy powoli ilość żaru była odpowiednia przestałem dokładać drewna i czekając aż zgasną ostatnie płomienie przygotowałem prostą ramę w kształcie litery A, na której oparte miało być poncho jako zadaszenie.

schronienie awaryjne survival-12

Ogień rozpalony w jednym punkcie.

schronienie awaryjne survival-14

Powoli “rozkładany” na cały dół.

schronienie awaryjne survival-16

Czas na herbatę – ognisko w wąskim dole pozwala łatwo oprzeć “ruszt” na brzegach wykopu.

schronienie awaryjne survival-17

Żar na całej długości.

schronienie awaryjne survival-18

schronienie awaryjne survival-19

Po wygaśnięciu ognia całość przysypana ziemią.schronienie awaryjne survival-20Rama na poncho, później na drugi koniec dodałem wsparcie z saperki aby nieco podnieść konstrukcję.

Mając już przygotowane wszystkie elementy na zadaszenie rozprowadziłem węgle możliwie równomiernie w dole i przysypałem wszystko ziemią – warstwą około 10-15cm. Całość udeptałem i nad miejscem rozłożyłem poncho. Po kilku minutach miałem wrażenie, że ziemia jest delikatnie ciepła ale może była to siła sugestii. Aby móc wyciągnąć jakieś konkretniejsze wnioski postanowiłem zabrać ze sobą aparaturę pomiarową – termometr i czujnik tlenku węgla. Oba urządzenia umieściłem pod ponchem. Wchodząc do schronienia czułem, że jest zdecydowanie cieplej ale z pewnością duży wpływ miało na to odcięcie wiatru, który tego dnia wiał bardzo mocno.

schronienie awaryjne survival-21

Poncho rozpięte na potrzeby testu.

schronienie awaryjne survival-22

Awaryjne schronienie z poncho.schronienie awaryjne survival-23

schronienie awaryjne survival-24

Pierwszy pomiar.schronienie awaryjne survival-25

Drugi pomiar.

schronienie awaryjne survival-26

Trzeci pomiar.schronienie awaryjne survival-27

Czwarty pomiar.

schronienie awaryjne survival-28

Piąty pomiar, po którym włączył się alarm.

Zdaję sobie sprawę, że zastosowana aparatura pomiarowa daleka jest od doskonałości. Termometr wskazywał, że w środku schronienia jest mniej więcej 3-4’C cieplej niż na zewnątrz. Tak wskazywał pomiar po paru minutach, możliwe, że z biegiem czasu byłoby cieplej. Tego jednak się nie dowiedziałem. Dlaczego? Z powodu wyników jakie wyskoczyły na wyświetlaczu czujnika tlenku węgla. Od pierwszego pomiaru do ostatniego minęły mniej więcej 2 minuty. Po tym czasie ciszę lasu rozerwał przeraźliwy pisk alarmu przeciwczadowego. Dla mnie był to koniec testu tej „techniki survivalowej” Może coś zrobiłem źle, może zabrakło jakiegoś elementu – może, w końcu widziałem relacje, w których ludzie tę technikę testowali i chwalili. Ale moim zdaniem technika survivalowa nie może narażać życia i zdrowia osoby próbującej przetrwać. Jest wiele trudnych technik survivalowych, jednak jeśli nie uda Ci się jakiejś wykonać to po prostu nie osiągniesz celu. Tu jest inaczej – moim zdaniem ta technika stwarza sama w sobie zagrożenie.

schronienie awaryjne survival-29Stężenie tlenku węgla w ppm, które wywołało alarm.

Ponadto tak jak się spodziewałem zaparowanie wewnątrz schronienia było bardzo duże. W dłuższym czasie mogłoby mocno zawilgocić ubranie.

Wnioski

W technice tej kusiła mnie jedna rzecz – możliwość spędzenia nocy jakby „przy ogniu” bez konieczności regularnego dokładania drewna. Jednak według mnie koncepcja ma za dużo wad. Sprawne wykopanie dołu jest możliwe albo jeśli posiadamy odpowiedni sprzęt albo gdy gleba jest idealna do kopania. W większości przypadków jednak trudno będzie taki dół wykopać- szczególnie w sytuacji survivalowej. A nawet jeśli uda nam się zrobić wykop to i tak potrzebujemy osłony/izolacji od góry.

Fakt, temperatura w schronieniu była wyraźnie wyższa i pewnie z czasem by jeszcze wzrosła. Jednak usunięcie całej wilgoci z ziemi jest bardzo trudne – ogień musiałby się palić w dole bardzo długo. W idealnych warunkach np. przy suchym piaszczystym podłożu ten problem pewnie by się nie pojawił. Tu jednak parowanie było zbyt mocne.

No i najważniejsze czyli tlenek węgla. Moim zdaniem technika ta jest zbyt ryzykowna aby stosować ją w realnej sytuacji.

Jeśli macie jakieś doświadczenia z tą techniką to dajcie znać.

Zapraszam na naszego Facebooka.

 

Autor: Marcin Surowiec “Treasure Hunter”

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *