Wagon przystosowany do przewozu rowerów w pociągu Intercity “Gwarek”.
Część 1 – wstęp i założenia wyjazdu.
Relacja z wyjazdu.
Dzień 1. Świnoujście – Wisełka
Po przygotowaniu rowerów i ekwipunku w niedziele 03.07.2016 wstajemy o 04.45. Leje jak z cebra i podejrzewamy, że nasza przygoda zacznie się od testu naszego ekwipunku na wodoodporność. Szybkie śniadanie, ostatnie dopakowanie i już pierwszy problem. Pęka jeden z bungee-cordów mocujących duży worek przeciwdeszczowy na bagażniku. Na szczęście pęka przy samym końcu i można go szybko “naprawić”. Wsiadamy na rowery aby przejechać około 5km na dworzec PKP w Katowicach. Deszcz z ulewy zmienia się w nieuciążliwą mżawkę – mamy szczęście.
Na dworcu czeka nas pierwsze rozczarowanie – nikt nie pomyślał o tym aby przygotować choćby proste najazdy na schodach na perony. A dworzec w Katowicach niedawno został całkowicie przebudowany. Winda dla inwalidów nie mieści naszych rowerów. Musimy ciężkie pojazdy wnieść po schodach. Na szczęście mija nas grupka wesołych kibiców GKS-u Katowice najpewniej wracających z jakieś imprezy. Ochoczo chwytają rowery i pomagają nam je wnieść na peron. Dziękujemy.
Sprawnie pakujemy się z sakwami do pociągu i punktualnie o 06.24 odjeżdżamy w stronę Świnoujścia. Humory dopisują. Razem z nami jedzie kilka osób, które również zamierzają pokonać tę samą trasę. Wieszamy rowery na specjalnych hakach i spokojnie podróżujemy. Warunki w Intercity są już naprawdę przyzwoite. W Poznaniu świeci słońce – nasze prognozy mówią, że w Świnoujściu ma padać. Generalnie prognoza na cały tydzień dla naszej trasy mówi o deszczu.
Szlak R10 generalnie jest bardzo dobrze oznaczony. Jednak czasem znika…
I punktualnie co do minuty o 14.49 dojeżdżamy do Świnoujścia. Wita nas lekki wiatr i 20’c. Bez deszczu. Świetna pogoda do jazdy. Zaraz po opuszczeniu dworca odnajdujemy oznaczenia szlaku R10. Podjeżdżamy pod latarnie i fort Gerharda. Pogoda świetna. Jedziemy powoli i żeby nadrobić trochę drogi decydujemy się zjechać z R10 i asfaltem zmierzamy przed siebie. Dziś R10 wiódł głównie przez lasy po niezbyt równej nawierzchni. Dzień kończymy z wynikiem 40km na liczniku.
Około godziny 20.00 znajdujemy bardzo kameralne pole namiotowe w Wisełce u Pani Helenki ( po lewej stronie jadąc od Świnoujścia zaraz przy przystanku autobusowym). Za nocleg płacimy 40zł. Jasno jest prawie do 22.30. Na Śląsku takich zjawisk nie ma. Obok nas starsi ludzie męczą się z otwarciem wina. Pan próbuje gwintownikiem i kombinerkami. Oferuję pomoc i mój Victorinox Forester zalicza “pierwszy kontakt z piłką” i wyciąga z opresji biwakujących emerytów 🙂
Dzień 2. Wisełka – Mrzeżyno
Śniadanie z dodatkiem orzechów i świeżo zerwanych czereśni. Z drzewa nad namiotem 🙂
Przechodzimy w tryb wakacyjny i śpimy do 08.30. Leniwe śniadanie i zwijanie namiotu. Wyruszamy o 10.20. Chcemy jak najszybciej wrócić na R10 więc wybieramy “skrót” przez las. Ten klasyczny skrót powoduje, że tracimy mnóstwo czasu i sił walcząc na piaszczystych drogach. Nasze rowery zdecydowanie bardziej wolą szosy i utwardzone drogi. Wydostajemy się z lasu i decydujemy jechać asfaltem do Międzywodzia. Ania przeżywa duży stres przy każdym mijającym nas samochodzie. Podejmujemy decyzję, że już do końca wyjazdu nie będziemy jeździć ruchliwymi drogami – jak czas pokaże nie uda się dotrzymać tego postanowienia.
“Skrót” prowadził uciążliwą drogą leśną.
W Międzywodziu trafiamy na bardzo przyjemną włoską knajpkę gdzie jemy pyszny krem pomidorowy i pizzę. Prawie nigdzie nie można płacić kartą a akurat wszystkie bankomaty są nieczynne. Wjeżdżamy na plażę i przez godzinę cieszymy się słońcem. Zosia bawi się w piasku.
Pierwsza dłuższa przerwa na plaży.
Dalej lecimy szlakiem R10. Przez Dziwnów, Łukęcin, Pobierowo jedzie się bardzo dobrze. Odcinek w Niechorzu doskonały. Tak powinny wyglądać wszystkie drogi rowerowe.
Na tym odcinku trafiamy świetne drogi rowerowe.
Niestety w Pogorzelicy trafiamy na czarny szlak rowerowy. Kolor nie dziwi bo chyba wszyscy w czasie jazdy tym odcinkiem mają czarne myśli. Szlak rowery z Pogorzelicy do Mrzeżyna prowadzi wzdłuż ogrodzenia jednostki wojskowej. Jazdę zaczynamy po betonowych płytach. Mój rower bez amortyzacji daje trochę w kość. Droga po płytach męczy i w głowie rodzi się tylko myśl “kiedy to się skończy”. I gdy zmęczeni myślimy, że już nie może być gorzej płyty przechodzą w gruby, bardzo nierówny bruk. DRAMAT.
Jedziemy jak wsadzeni do wstrząsarki. Taką drogą jedziemy kilkanaście kilometrów. Marzymy tylko o tym aby zjechać na inną nawierzchnię. W pewnym momencie droga odbija na północ i prowadzi do punktu widokowego.
Punkt widokowy przed Mrzeżynem.
W końcu dojeżdżamy do drogi wjeżdżającej w las. Uff – jazda po leśnej ścieżce przynosi prawdziwą ulgę. Jeszcze tylko ostatnie kilometry do Mrzeżyna. Wjeżdżamy do miasteczka i szukamy pola namiotowego. Znajdujemy camping na ulicy Letniskowej 28.
Po walce na bruku jazda lasem to czysta przyjemność.
Camping pamięta jeszcze dobrze czas PRL. Przejeżdżamy bramę o 20.40 i dowiadujemy się, że ciepła woda jest tylko do 21.00. Ja zabieram się za rozkładanie namiotu a Ania szybko idzie z Zosią pod prysznic. Po sprawnej akcji wszystkim nam udaje się załapać na ciepłą kąpiel. Czystością jednak camping nie grzeszy i jest to najgorsza miejscówka z jakiej korzystaliśmy w czasie naszego wyjazdu. Koszt noclegu to 52zł.
Cały camping wyglądał mniej więcej tak jak ta tabliczka.
To zdjęcie było zrobione około godziny 21.00. Jasno jak w dzień.
Licznik pokazuje 104km a to oznacza, że dziś przejechaliśmy 64km czyli wypełniliśmy zakładaną normę dzienną (60km). 1/4 trasy już za nami.
Napisz proszę czy podobał Ci się ten artykuł. Czy był dla Ciebie pomocny i czy chciałbyś czytać więcej relacji z takich wyjazdów. Będę wdzięczny za każdy komentarz 🙂
Autor: Marcin Surowiec
Bardzo fajny wpis. Czekam na resztę.
ciekawy wpisuj wiecej relacji
Więcej!!!!
Oczywiście, ze sie podobał. Proszę o więcej.
Po przeczytaniu 2 części – wysłałem linka do żony 😀
W tym roku zapewne wolnego już nie będzie, ale na przyszły zrobiłeś mi wakacje 😀
Pozdrowienia z Rudy Śl.
Świetnie 🙂 My z pewnością w przyszłym roku również zrobimy jakąś trasę 🙂 Pozdrawiam
Tak na przyszłość albo dla innych, jadąc na wschód, wyjeżdżając z Pogorzelicy zaraz po minieciu takiego zarośniętego jeziora, jest przepiękana szutrowatrasa przez las. Z płyta trzeba odbic w prawo, jedzie się mijając poligon od południa. Do brukowanki znów dochodzi w pobliżu tarasu widokowego, więc do Mrzeżyna zostaje trochę trzęsiawki ale 6 km się omija w piękną trasą. Widać ją wyrażnie na google.
Pozdrawiam, Piotrek
Dzięki za cynk. Przyda się 🙂